Budowniczy.net > Humor > Humor żydowski

Szmoncesy, czyli kawały, dowcipy i anegdoty żydowskie.
Ostatnie zmiany: 2007-08-09 20:03

***

Izrael, Icek stawia się przed komisje wojskową:
- Wyobraź sobie taką sytuacje poborowy: znaleźliście się na polu walki, a przed wami stoi Arab, co robicie?
- Odbezpieczam karabin i zabijam go.
- Dobrze, druga sytuacja: To samo pole walki, ale przed wami pojawia się dwóch Arabów.
- Odbezpieczam karabin i zabijam ich.
- Dobrze, trzecia sytuacja, ale teraz macie Araba z prawej , z lewej i przed sobą. Co robicie?
- Też odbezpieczam karabin i strzelam do nich krótkimi seriami.
- Dobrze, a teraz macie przed sobą cała drużynę Arabów i czołg, co robicie?
- Strzelam, a jak ich zabiję odbezpieczam granat i likwiduję czołg
- Świetnie!
- A czy ja mogę zadać pytanie?
- Tak.
- To ja sam będę służył w tej armii?!

***

- Muszę powiedzieć, że moja żona jest wspaniała! - oświadcza Rozenbaum na przyjęciu urodzinowym małżonki. Matka odciąga go na bok i mówi:
- Jak mogłeś powiedzieć, że ta twoja ruda, wredna wiedźma jest wspaniała?
- Ależ mamusiu, ja nie powiedziałem, że jest wspaniała. Ja powiedziałem, że muszę tak powiedzieć.

***

Żydowska wdowa wspomina zmarłego męża: "Ach, wspaniały mężczyzna, braki w wielkości nadrabiał szybkością".

***

Przychodzi młody mężczyzna do szpitala i mówi do lekarza:
- Proszę mnie wykastrować!
- A czy dobrze pan to sobie przemyślał? To zabieg mający poważne konsekwencje i nieodwracalny!
- Tak, panie doktorze, wiem! Proszę kastrować!
Po zabiegu lekarz pyta pacjenta:
- Co wpłynęło na podjęcie przez pana tak nietypowej decyzji?
- A bo doktorze ożeniłem się niedawno. Żona jest Żydówką. No to musiałem.
- Zaraz, to może pan chciał się obrzezać?
- No tak. A jak ja mówiłem?

***

Dwóch żebraków siedzi na chodniku we Włoszech. Jeden z nich trzyma duży krzyż, a drugi dużą gwiazdę Dawida. Obaj trzymają wyciągnięte kapelusze na datki pieniężne. Ludzie przechodzą, spoglądają długo na żebraka z Gwiazdą Dawida, ale nikt mu nic nie wrzuca, natomiast za każdym razem zbiera coś żebrak z krzyżem. Idzie zakonnik, stanął i z daleka przygląda się żebrakom. W końcu podchodzi do tego z gwiazdą Dawida i mówi:
- Nie zdajesz sobie sprawy, że to chrześcijański kraj? Nie otrzymasz tu żadnej jałmużny, trzymając gwiazdę Dawida.
Żebrak zwraca się do tego z krzyżem:
- Ty, Jakow, patrz, kto próbuje nas uczyć, jak się robi interes.

***

Dawno temu przychodzi Żyd do Urzędu Stanu Cywilnego i mówi, że chce zmienić nazwisko.
- Na jakie?
- Chciałbym się nazywać Kowalski.
- A jak się pan teraz nazywa?
- Malinowski.
- Panie, po co to panu, dlaczego chce pan to zmienić??
- Widzi pan, bo jak się mnie wtedy zapytają o poprzednie nazwisko, to chcę powiedzieć - "Malinowski"

***

Moniek Szwarcberg wysłał swego pracownika, Joska Wasersztajna, żeby odebrał dług od Jojne Goldszmita. Josek wraca bez pieniędzy.
- Czyżby Jojne nie chciał oddać długu? - pyta zaniepokojony Moniek.
- Wyraźnie tego nie powiedział - odpowiada uspokajająco Josek - tylko mnie wyrzucił za drzwi, a potem spuścił na pysk ze schodów.

***

Dawno temu rosyjski Żyd odwiedził swoją rodzinę w Izraelu. Przed powrotem do Krainy Sierpa i Młota umówił się z nimi, że listy pisane przez niego niebieskim atramentem będą oznaczały, że wszystko w porządku, a te pisane zielonym oznaczać będą, że ma problemy, lecz boi się o nich pisać.
Pierwszy list przychodzi do Izraela już po paru tygodniach i jest napisany... niebieskim atramentem. Pierwsze zdanie brzmi:
"Żyje się tu wspaniale, niczego nam nie brakuje i wszystko można kupić. No może za wyjątkiem zielonego atramentu..."

***

Stary Żyd dawał do gazety nekrolog po swojej żonie i spytał o cenę.
- Do pięciu wyrazów za darmo.
- Nooo... to niech będzie: Zmarła Zelda Goldman.
- Ma pan do dyspozycji jeszcze dwa wyrazy.
- To niech będzie: Zmarła Zelda Goldman, sprzedam Opla

***

Panie Łabędź, czy pan wie, jaka jest różnica pomiędzy moją żoną a pańską?
- Nie wiem
- A ja wiem.

***

Zima. Do knajpy wchodzi Żyd zostawiając otwarte drzwi. Barman natychmiast reaguje:
- Panie, zamknij pan te drzwi, przecież na dworze jest zimno.
- Czy panu się wydaje, że jak zamknę te drzwi, to na dworze zrobi się cieplej?

***

Dawno dawno temu zszedł Pan Bóg na spacer po pustyni i trafił do jakiegoś miasta. Podszedł do mieszkańców i zaproponował:
- Mam dla was przykazanie
- A jakie?
- Nie zabijaj.
- No coś ty! My Hetyci żyjemy z wojen. Potrafimy tylko wytapiać żelazo i walczyć. Bez zabijania nasz naród zginie.
Poszedł Bóg dalej i trafił do następnego miasta.
- Mam dla was przykazanie - rzekł do mieszkańców:
- A jakie?
- Nie cudzołóż.
- To chyba jakieś żarty. W naszej świątyni są najlepsze ladacznice. Wszystkie nacje przyjeżdżają do nas się zabawić. Bez cudzołóstwa pomrzemy w nędzy.
W trzecim mieście Bóg spróbował jeszcze inaczej:
- Mam dla was przykazanie - nie kradnij.
- To jak mamy żyć - nie da się handlować z Syryjczykami nie kradnąc.
Nieco przybity Pan Bóg wrócił na pustynię. Jacyś barbarzyńcy paśli tam swoje stada. Zrezygnowany Bóg spytał:
- Chcecie mieć jakieś przykazania?
- A za ile???
- Za darmo.
- A to byśmy z dziesięć wzięli.

***

Babcia Żydówka pilnuje na plaży swojego wnuka. Nagle o brzeg uderza wielka fala i zabiera wnuczka ze sobą. Babcia w rozpaczy zaczyna wzywać na pomoc Boga i modli się błagalnie:
- Boże miłosierny! Oddaj mi wnuka! Spraw, żeby morze wyrzuciło go całego i zdrowego! Ty jesteś dobry i wspaniałomyślny, spraw, żeby dziecko się uratowało!
Za chwilę o brzeg uderza kolejna większa fala i wyrzuca dzieciaka na piasek. Babcia patrzy, dzieciak żywy i cały, oddycha i patrzy przytomnie. Babcia patrzy z wyrzutem i oburzeniem w niebo i pokazuje oskarżycielsko na leżącego chłopczyka:
- Ale on miał na głowie kapelusz!

***

Dzwoni Żyd do swojego przyjaciela:
- Mosze, ile to jest 2x2?
Mosze zamyślił się i pyta:
- A kupujesz czy sprzedajesz?

***

Szpital położniczy.
- Salcie, co urodziłaś?
- Chłopczyka i dziewczynkę!
- Ile?
- Chłopak 4200, dziewczynka 3600.
- Dziewczynkę zostaw, chłopaka sprzedaj.

***

Cadyk przechodzi w sobotę obok sklepu kupca żydowskiego. Sklep jest otwarty. Rabbi stwierdza z najwyższym oburzeniem:
- Aj, jakiż to łajdak! No i co mu właściwie z tego przyjdzie? Przecież i tak nie wolno mu dziś utargować ani grosza!

***

- Rebe, a w szabas można skakać na spadochronie?
- Skakać można. Ale spadochronu otwierać nie wolno!

***

Pewien magid wygłasza w bóżnicy wielogodzinne, przeraźliwie nudne kazanie. Już po godzinie dom Boży świeci pustkami. Gdy minęło dalszych trzydzieści minut, w świętym przybytku pozostał jedynie szames.
Po pewnym czasie szames zbliża się do kaznodziei i szepce mu do ucha:
- Rabbi, na mnie też już czas. Oto klucz. Jak skończycie kazanie, to nie zapomnijcie zamknąć bóżnicy!...

***

Muszkatenblit idzie Grzybowską. Nagle ktoś go kopie z całej mocy w jedno z najczulszych miejsc męskiego ciała. Muszkatenblit odwraca się błyskawicznie i widzi przed sobą jakiegoś zupełnie obcego współwyznawcę, który mówi z zamieszaniem:
- Ja pana bardzo przepraszam, ale ja myślałem, że to jest Kohn z Ogrodowej...
- Co znaczy Kohn z Ogrodowej?? A gdyby to był Kohn z Ogrodowej, to panu zaraz wolno kopać go?
- A co to pana właściwie obchodzi, dlaczego ja kopię Kohna z Ogrodowej?!

***

Rozmawia dwóch Żydów:
- Ty, wiesz co, Mojsze? Ten koń, co ty mnie go wczoraj sprzedałeś, to on wziął mnie i zdechł!!!
Na to ten drugi:
- Ty wiesz co, Icek, on mi nigdy tego nie robił...

***

Rozmowa księdza z chasydem:
- Wy, Żydzi, to dziwny naród. Nie wierzycie w zmartwychwstanie Chrystusa, a wierzycie, że wasz rabin-cudotwórca na chustce do nosa staw przepłynął...
- No tak, ale to jest prawda!!!

***

Jeden z Żydów twierdził, że jego zmarły ojciec powraca z zaświatów i bierze udział w ceremoniach w synagodze. Sprawa szybko rozeszła się wśród społeczności żydowskiej. Aż trafiła do rabbiego. Ten ubrał się i idzie do Żyda, i pyta:
- Mojsze, czy to prawda, że twój ojciec wraca na ceremonie do synagogi?
- Tak, rabbi. To prawda – odpowiada pokornie Żyd.
- To ja się ciebie pytam: czemu on nic nie daje na taca?

***

Salcie i Mojsze prowadzili sklep z dewocjonaliami dla Żydów. Jednak w okolicy wszyscy wyprowadzali się i coraz mniej było Żydów klientów. W końcu Salcie rzekła:
- Mojsze, Ty musisz zmienić branża. Ty musisz sprzedawać teraz dla katolików...
Na co Mojsze się zdenerwował:
- Salcie! My jesteśmy Żydami i nie będziemy sprzedawać katolickich rzeczy...
Jednak okolica szybko zmieniła się w katolicką i w końcu duma dumą, ale Mojsze zajął się sprzedażą katolickich dewocjonaliów. Salcie bierze za słuchawkę i zamawia towar w jedynej w okolicy hurtowni z katolickimi rzeczami:
- Dzień dobry, chciałabym zamówić: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków...
Na co głos w słuchawce odpowiada:
- Niech no sprawdzę: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków... Aha, krzyżyki mają być z Jezusem czy bez?... No i jutro nie dostarczamy, bo jest Szabas...

***

Klient, pieniąc sie z wściekłości, wpada do sklepu:
- Co za materiał mi pan sprzedał? Krawiec powiada, że to najgorsza tandeta!
- Co tu gadać? - uspokaja kupiec - Pan jest po prostu szczęściarzem. Pan ma tylko 3 metry tej tandety a ja pełen magazyn...

***

Do rabina wbiega zapłakana Żydówka:
- Rabbi! Moje dziecko ciężko choruje!
- A co mu dolega?
- Biegunka.
- Odmawiaj psalmy!
Po dwóch dniach ta sama kobieta zjawia się komnacie rabinackiej. Tym razem dziecko trapi uporczywe zatwardzenie.
- Odmawiaj psalmy - radzi rabbi.
- Ależ rabbi! Przecież psalmy wywołują zaparcie!

***

ZSRR, koniec lat osiemdziesiątych. W MSW urzędnik namawia wybitnego naukowca, by nie wyjeżdżał do Izraela:
- Przecież całkiem dobrze się tu panu żyje.
- No tak, ale żona chce wyjechać.
- Może damy podwyżkę?
- Córka też chce wyjechać.
- Otwieramy się na Zachód, duże możliwości dla młodzieży.
- Ale teściowie też chcą wyjechać.
- No to niech oni wszyscy wyjadą, a pan zostanie.
- Ale ja jestem jedynym Żydem w rodzinie...

***

Zapytano pewnego studenta medycyny, byłego ucznia jeszubotu, dlaczego twierdzi, że lepiej być chorym na płuca niż milionerem.
- Bo milionerzy umierają wszyscy, a chorych na płuca umiera tylko trzydzieści siedem procent.

***

Icek idzie ze swatem do ewentualnej narzeczonej. Już od początku wizyty widać, że nie jest przekonany do małżeństwa, ale nie bardzo wie, jak się wykręcić. W końcu mówi:
- Niech się rozbierze.
Potencjalna panna młoda, choć zawstydzona, godzi się wszakże. Kiedy już stoi tak, jak ją Pan Bóg stworzył, Icek kręci głową:
- Nos mnie się nie podoba...

***

W przedziale kolejowym toczy się rozmowa o sławnych ludziach. Przy oknie siedzi inteligent żydowski i co chwila wtrąca krótką uwagę dotyczącą pochodzenia danej osobowości.
- Zamenhoff...
- Żyd.
- Spinoza...
- Żyd.
- Kolumb...
- Maran, wychrzczony Żyd hiszpański.
- Mickiewicz...
- Miał matkę neofitkę.
Siedząca obok dama wykrzykuje ze zgorszeniem:
- Jezus, Maria!!!
- Też Żydzi!...

***

Icek dostał wyrok półtora roku do odsiadki. Jako że w jego mieście nie było więzienia, spakował swój tobołek i zasmucony idzie na stację kolejową. Po drodze spotyka znajomego:
- Gdzie idziesz, Icek?
- Idę jechać siedzieć...

***

Krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej nauczyciel w niemieckiej szkole pyta dzieci o pierwszą wojnę światową:
- Hans, dlaczego Niemcy przegrali wojnę?
- Bo w niemieckim kwatermistrzostwie byli Żydzi. I ci Żydzi sabotowali dostawy. I niemieccy żołnierze nie mieli co jeść i nie mieli amunicji. Dlatego Niemcy przegrały wojnę!
- Bardzo dobrze, Hans. A twoim zdaniem, Helmut?
- Bo w lazaretach byli żydowscy lekarze. I oni mordowali na stołach operacyjnych niemieckich żołnierzy. Dlatego Niemcy przegrały wojnę!
- Bardzo dobrze, Helmut. A teraz ty Icchak. Nooo, powiedz mi, Żydku, dlaczego Niemcy przegrały wojnę?
- Bo w sztabie generalnym byli Żydzi...
- Milcz, parchu! - przerywa nauczyciel - W niemieckim sztabie generalnym nigdy nie było Żydów!
- A czy ja to powiedziałem? Ja mówię, że we francuskim sztabie generalnym byli Żydzi. I dlatego Niemcy przegrały wojnę...

***

Pociąg zatrzymuje się na małej stacyjce. Żyd, podróżujący po raz pierwszy koleją, wysiada i załatwia koło parkanu niewielką potrzebę. W tym momencie konduktor daje sygnał trąbką i pociąg rusza. Żyd biegnie za pociągiem i woła:
- U-wa! Też mi mądry kawał.

***

Icek został spoliczkowany. Pyta oburzony:
- To poważnie czy na żarty?
- Najzupełniej poważnie!
- No! To dobrze! Bo ja nie lubię takich żartów...

***

Żółtko, któremu urodził się syn, mówi do przyjaciół:
- Jeszcze nie zrobiłem mojemu synkowi metryki. Jak myślicie, podać wcześniejszą czy późniejszą datę urodzenia?
- Wcześniejszą - radzi jeden.
- Późniejszą - radzi drugi.
- A dlaczego nie podać prawdziwej daty? - pyta trzeci.
Na to Żółtko:
- Rzeczywiście, o tym nie pomyślałem...

***

- Jaka jest różnica między łóżko a zając?
- Łóżko sze szczeli z przeszczeradłem, a zając sze szczeli z pistoletem.

***

- Rosenblum, wasz syn się ochrzcił, co teraz zrobicie?
- To samo co Bóg, po tym, jak jego syn się ochrzcił.
- Czyli co?
- Spiszę nowy testament.

***

- Tate, ile to 80 plus 70?
- Złoty pięćdziesiąt.

***

Moszek otworzył sklep na Nalewkach - "Trąbki, saksofony, bębny, trumny, noże i pistolety".
- Jak idzie geszeft, Mosze? – pyta Srul – Taki nietypowy towar...
- Bardzo idzie! Bardzo. Przedwczoraj sprzedałem trąbę, wczoraj pistolet, dzisiaj trumnę.

***

Rabinowicz ubiegał się o pracę w dużym moskiewskim banku.
- Panie Rabinowicz - powiedział szef kadr - właśnie zmarł nasz pracownik, bardzo szanowany był. Jeśli załatwi pan mu pogrzeb na cmentarzu Nowodziewiczym, to ma pan pracę u nas załatwioną.
- Nie ma sprawy! - oznajmił Rabinowicz.
Następnego dnia u szefa kadr dzwoni telefon:
- Tu Rabinowicz. Mam siedem miejsc na Nowodziewiczym, trzy w murze kremlowskim i dwa w mauzoleum. Przygotujcie ludzi.

***

- Panie Akerman, powiedziałeś pan podobno o mnie, że ja jestem złodziej. Czy to prawda?
- To prawda, ale ja tego nie powiedziałem.

***

Przed porodówką stoi Icek i drze się do ślubnej, wychylającej się oknem na czwartym piętrze:
- Salcia, a urodziło się?
- Urodziło.
- Salcia, a co: chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec.
- A do kogo podobny?
Salcia macha ręką:
- Nie znasz...

***

Na cmentarzu żydowskim odbywa się pogrzeb małego dziecka. Nad otwartym grobem stoi matka i zawodzi:

- Kochany syneczku, jak staniesz przed obliczem Stwórcy, wyproś u niego dużo pieniędzy dla twoich rodziców i szczęśliwą starość. I wybłagaj u Wiekuistego, żeby twoje dwie siostry mogły być zaopatrzone w duży posag, a twoi bracia Natan i Dawid, żeby dostali za żony dobre, ładne, pobożne i posażne panny. A twojego najstarszego brata Chaima, żeby zwolnili z wojska. I poproś Jehowę, żeby twój kochany wujek Abram wreszcie wyzdrowiał...

Obok zawodzącej matki stoi opart o łopatę grabarz. Kiedy litania próśb ciągnie się w nieskończoność, grabarz trąca zawodzącą kobietę i mówi:

- Paniusiu kochana, jak się ma tyle interesów do Pana Boga, to się nie posyła takiego małego dziecka, tylko się idzie samemu.

***

Jeden chłop kupował raz u Łabędzia trzewiki. Przymierza je, ale widzi, że ma oba lewe. Leci prędko do Żyda i mówi:
- Jezusie Nazaretański, przecież wyście mi sprzedali dwa lewe!
A Łabędź na niego z gębą:
- Czy wy chłopi jacyś nienormalni?! Przed chwilą był tu taki inny i wrzeszczał, że mu dwa prawe sprzedałem.

***

Rozencwajg:
- Jakbym się przespał z twoją żoną, to byśmy byli jak rodzina.
Łabędź:
- Jak rodzina to może nie, ale na pewno bylibyśmy kwita.

***

- Więc chce się pan ożenić z moją córką?
- Tak.
- I powiada pan, że jest uczciwym człowiekiem?
- Tak.
- To w takim razie, z czego będziecie żyli?

***

Noc poślubna. Icek chodzi po sypialni i co chwila odsłania zasłony i spogląda przez okno. Panna młoda czeka w łóżku w bardzo zachęcającej pozie. W końcu pyta zniecierpliwiona:
- Czego ty tam szukasz...? Nooo... chooodź tu do mmnnie...
- Mówią... - odpowiada Icek - ...że noc poślubna taka piękna, a tu leje i leje...

***

Mosiek kupił sobie nowe lakierki, założył je i paraduje przed Salcią, a ona nic. Wkurzony poszedł do pokoju obok, zdjął ubranie i wrócił do Salci nagi - tylko w lakierkach, a ona nic. Zdenerwowany woła do żony:
- Salcia! Widzisz?!
- Co? - pyta ona - Widzę, że ci wisi.
- OJ Salcia! On nie wisi! On patrzy na moje nowe lakierki!!!
- Oj Mosze, kupiłbyś ty sobie lepiej nowy kapelusz...

***

Przychodzi do spowiedzi bardzo zawstydzony facet:
- Proszę księdza, oszukałem Żyda, czy to grzech?
- Nie, synu, to cud...

***

U wschodnich Żydów, i nie tylko Żydów, istniał przesąd, że spotkanie kogoś niosącego puste wiadra przynosi nieszczęście, a z pełnymi wiadrami to szczęście. Żona wyprawiła Mosze do studni po wodę. Wrócił z pustymi wiadrami, tłumacząc się, że obce wojska maszerowały przez środek wsi, a on nie chciał im przynosić szczęścia.
"Dlatego wylałem wodę."
Żona łapie się za głowę. "Oj wej, Mosze! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś ty się nie mieszał do polityki!"

***

Rzecz dzieje się w bufecie kolejowym. Starozakonny, wierny tradycjom swej wiary, pan Malinower ma straszny apetyt na porcję różowej świeżutkiej szynki. Zwraca się więc do bufetowego, wskazując na trefny przysmak:
- Proszę mi porcję tego łososia.
- To szynka, proszę pana.
- A kto się pana pyta?!

***

Dwóch chasydów spierało się na temat palenia papierosów podczas studiowania Pisma Świętego, a że nijak nie mogli dojść do porozumienia, poszli do rabina:
- Rebe - pyta pierwszy - czy wolno palić, jak się studiuje Torę?
- Oczywiście, że nie! - mówi rabi.
Na co drugi:
- Rebe, a ja postawię to pytanie inaczej, czy wolno studiować Torę, jak się pali?
- Oczywiście, że tak!!!! - orzekł rebe....

***

Dwóch Żydów zwiedza Watykan, podziwiają przepych i bogactwo. Jeden mówi:
- Popatrz, a zaczynali od stajenki...

***

Kawaler składa wizytę pannie w towarzystwie swata i, gdy czekają na nadejście rodziny, swat zwraca mu uwagę na znajdującą się w salonie gablotkę z elegancką srebrną zastawą.
- Spójrz tylko. Od razu widać, jacy zamożni ludzie.
- A może to tylko pożyczone na nasze przyjście? - powątpiewa młodzieniec.
- Co za pomysł! - obrusza się swat - A kto by im cokolwiek pożyczył!

***

Goldberg, starszy już wiekiem bogaty finansista, dużo jeżdżący po świecie, zawsze wyruszał w towarzystwie mocno już podstarzałej, brzydkiej żony. Ktoś go wreszcie zapytał:
- Panie Goldberg, powiedz pan wreszcie, o co tu chodzi?
Na to usłyszał odpowiedź:
- Ja mam do wyboru: albo ją zabierać ze sobą, albo całować na pożegnanie...

***

Pewien bardzo pobożny pan uczęszczał co sobotę do synagogi. Za każdym razem wychodząc z bożnicy dawał koczującemu nieopodal żebrakowi - Josce Gęślarzowi - 10 zł. Sytuacja powtarzała sie od dłuższego czasu. W pierwsza sobotę października pan wychodzi ze świątyni, podchodzi do żebraka i daje mu 5 złotych.
- A dlaczego tylko 5? Zawsze było 10 - pyta Josek.
- No wie pan, posłałem syna na studia - odpowiada pan.
- A dlaczego na mój koszt?

***

Żyd ze sporym workiem na plecach przekracza granicę.
- A co macie w tym worku? - pyta urzędnik celny.
- Jedzenie dla kanarka - odpowiada Żyd.
Celnik otwiera worek:
- Przecież to kawa! Czy kanarek je kawę??!!
- A czy to moje zmartwienie? Niech nie je!

***

Izaak Holc znajduje się w przededniu bankructwa. Właśnie wszedł do kantoru kupieckiego.
- Zdaje się, że mam dziś wykupić weksel?
- Tak - potwierdza bankier - i myślę, że pan go dziś wykupi.
- A jeśli nie wykupię?
- To nic, my tylko zrobimy panu niespodziankę: wyślemy zawiadomienie do wszystkich pańskich wierzycieli, że pan wykupił u nas weksel w terminie.

***

Dopalają się świece. Wieczerza szabasowa ma się ku końcowi. Siedzący wokół stołu rozprawiają na temat wychowania dzieci. Wspominają z rozrzewnieniem dawne czasy, mówią ze zgrozą o obecnym zepsuciu młodzieży. Tylko osiemdziesięcioletnia matrona jest odmiennego zdania:
- Aj, czego wy właściwie chcecie od nich? Ta dzisiejsza młodzież jest dużo grzeczniejsza i ma lepsze maniery. Ja pamiętam, jak za dawnych czasów młodzi ludzie nie dawali mi przejść ulicą. Jakie to oni słowa pletli, idąc za mną, do czego to mnie namawiali! A teraz młodzi wcale mnie nie zaczepiają...

***

- Moniek, co ty wrabiasz? Dlaczego latasz nago po mieszkaniu?
- Bo wiem, że nikt do mnie dziś nie przyjdzie.
- A po co nosisz cylinder na głowie?
- A nuż jednak ktoś wpadnie?

***

Jom Kipur. W synagodze jest przerwa w modlitwach, ale na rabina działa atmosfera tego dnia i przed aron hakodesz intonuje: "Panie, jestem pyłem i prochem". Robi to wrażenie na przewodniczącym synagogi. Podchodzi i mówi: "Panie, jestem pyłem i prochem". Wtedy mały Mosze, człowiek biedny i niepozorny, czuje potrzebę wyrażenia tego samego. Podchodzi i mówi: "Panie, jestem pyłem i prochem". Wtedy prezes nachyla się do rabina i z politowaniem zauważa: "Popatrz, kto mówi, że też jest prochem".

***

W bóżnicy. Chasyd, wsłuchany w pojękiwania cadyka, modląc się podnosi głos coraz wyżej.
- Słuchaj - szepce mu do ucha najbliższy sąsiad - nie wrzeszcz tak na Pana Boga! Po dobroci wskórasz więcej...

***

Lajbusz oznajmia przyjacielowi:
- Wiesz, zawarłem spółkę z Zylberem.
- Jak to, zawarłeś spółkę? Przecież ty nie masz nawet złamanego szeląga!
- Nu tak, on ma pieniądze, a ja doświadczenie.
- To za kilka miesięcy zamienicie się rolami: ty będziesz miał pieniądze, a on doświadczenie.

***

We Lwowie mawiano:
- Kiedy żona otrzymuje nazwisko męża?
- W dniu ślubu.
- A kiedy mąż otrzymuje nazwisko żony?
- W przededniu bankructwa.

***

Mosze pyta przyjaciela:
- Słuchaj Aron, czy ty wierzysz w Boga?
- Nie, ale na wszelki wypadek udaję, że tak.
- Dlaczego?
- Bo jak Boga nie ma, to chwała Bogu. No, ale a nuż Bóg jest, to nie daj Boże!!!

***

Nauczyciel pyta małego Mośka:
- Pożyczyłem od twojego ojca sto tysięcy złotych i po trzech miesiącach oddałem dwadzieścia trzy tysiące. Ile pozostałem dłużny?
- Sto tysięcy.
- Cóż to?! Nie znasz rachunków?
- Rachunki znam, ale pan nie zna mojego ojca.

***

Abram, właściciel straganu warzywniczego na bazarze, mówi do żony:
- Zapamiętaj, nie kupuj dzisiaj nic od Rabinowiczowej!
- A czemu?
- Bo pożyczyła naszą wagę...

***

Rozmawia dwóch Żydów:
- Moryc, czemu się tak trzymasz za twarz?
- Izaak, widzisz tamtego fircyka? On chciał mi przywalić.
- No to jak tylko chciał, to czemu się trzymasz za twarz?
- Bo jak chciał, to przywalił.
- To skoro przywalił, czemu mówisz że chciał?
- Oj, Izaak. Jakby nie chciał, to by nie przywalił.

***

Przed świętami Bożego Narodzenia Żyd pyta rabina:
- Rebe, czy Żyd może mieć w domu choinkę?
- Może - odpowiada rabin - ale po co...???

***

Icek Rabinowicz złowił złotą rybkę. Rybka, jak to robią rybki, zaproponowała mu spełnienie trzech życzeń w zamian za wolność. Rabinowicz pomyślał i powiedział:
- Chcę mieć wspaniałą willę, dziesięć milionów dolarów na koncie i piękną żonę.
- OK, już to masz - powiedziała rybka.
Rabinowicz trzymając ją dalej na haczyku, podrapał się w głowę i powiedział:
- Taaaaaaa, to by było pierwsze...

***

Rozmawiają dwaj bankierzy:
- Co u pana słychać panie Rozenkranc?
- Same kłopoty. Szukamy kasjera.
- Przecież niedawno zatrudniliście nowego!
- No i właśnie go szukamy!

***

Młody Rozenkranc telegrafuje z zagranicy do ojca:
"Zaręczony, dwadzieścia tysięcy, proszę o błogosławieństwo".
Z kolei depeszuje ojciec:
"Dolarów czy funtów?"
Młody Rozenkranc telegrafuje jeszcze raz:
"Funtów".
Ojciec:
"Winszuję, błogosławię".

***

Pani Izabela zgłasza się do rabina z prośbą o rozwód.
- Bój się Boga, kobieto - powiada rabin. - Przecież ma pani takiego porządnego męża. Czy ma mu pani coś do zarzucenia?
- Rebe, ja podejrzewam mojego męża, że to ostatnie dziecko, które mamy, to nie jest jego...

***

Schadken idzie do biedaka i mówi:
- Chcę zorganizować wesele dla twojego syna.
- Ale ja nigdy nie wtrącam się w życie mojego syna... - odpowiada biedak.
- Ale ona jest córką Rotszylda!
- Aaaa, no chyba że tak...

Następnie Schadken idzie do Rotszylda i mówi:
- Chcę zorganizować wesele dla twojej córki.
- Ale ona jest za młoda... - odpowiada Rotszyld.
- Ale ten chłopak jest już wiceprezesem banku!
- Aaaa, no chyba że tak...

Następnie Schadken idzie do prezesa banku i mówi:
- Mam dla pana wiceprezesa.
- Ale ja już mam mnóstwo wiceprezesów... - odpowiada prezes.
- Ale ten chłopak jest zięciem Rotszylda!
- Aaaa, no chyba że tak...

***

Dwóch ortodoksyjnych zwiedza cmentarz, podziwiają macewy, pomniki, patrzą, a tam gigantyczny grobowiec fabrykanckiej rodziny. Marmur włoski, granit, złocenia, potęga, wrażenie niebywałe. Patrzą, podziwiają, obchodzą w koło...
- Aj, widzisz, Mosze... Tacy to sobie żyją...

***

Stary Aaron leży już na łożu śmierci. Przyszedł doktor i po badaniu rozmawia z jego żoną - Sarą - która zatroskana pyta:
- Panie doktorze... Wczoraj miał 39, dzisiaj ma 40... Ja się bardzo boję, co będzie, gdy jutro dojdzie do 41... Na to z łóżka słychać słaby głos:
- Jjjaaak ddooojdzie dddo 41... tttooo... sssprzedać!

***

- Wiesz, Mosze, Rubinsztajnowie wreszcie doszli do porozumienia.
- Co ich pogodziło?
- Zdecydowali się na rozwód.

***

Na lekcji religii katecheta pyta dzieci, kogo należy najbardziej czcić. Kto przyniesie nazajutrz najlepszą odpowiedź, ten dostanie 10 złotych na cukierki. Nazajutrz:
- No, kto pierwszy? Powiedz ty Jasiu.
- Mamę!
- A ty Rysiu?
- Tatusia!
- A ty Małgosiu?
- Dziadków!
- No a ty?
- Jezusa Chrystusa!
- Świetnie! Ale jak ty się właściwie nazywasz? Pierwszy raz cię tutaj widzę!
- Mosiek Goldberg!
- A skąd ty się tutaj wziąłeś?
- Słyszałem że tu można zarobić, więc przyszedłem.

***

Zmarła Salcia i trafiła do nieba.
Pyta Pana Boga:
- Boże, chciałabym znaleźć Icka.
- Salciu, Icków tu mamy 20 milionów daj bliższe dane.
- Icek Szlangbaum.
- Salciu, Icków Szlangbaumów mamy z 10 milionów.
- On miał żonę Salcię.
- No już lepiej, ale tych jest z pięć milionów.
- A, miał jeszcze syna Mosze.
- Już bliżej, ale takich Icków dalej jest około 100 tysięcy. Powiedz może, co powiedział przed śmiercią.
Salcia myśli, myśli .....
- A powiedział, że jak go zdradzę, to się w grobie przewróci.
- Trzeba było od razu. ICEEEEK WIATRACZEEEEK, CHODŹ DO MNIE.

***

- Salcia, kiedy potrzebujesz pieniędzy jesteś dla mnie bardzo miła - mówi Mosiek do swojej połowicy.
- Ach, Mosze, ale przecież ja zawsze jestem dla Ciebie miła...
- No właśnie!!!

***

Przychodzi Icek do rabiego i mówi:
- Słuchaj rabi, mam problem. Jak pewnie wiesz, chcę się ożenić. Mam dwie kandydatki. Jedna jest piękna, lecz boję się, że będzie mnie zdradzać. Druga jest zdecydowanie mniej urodziwa, lecz wiem, że na pewno będzie mi wierna. Co począć? Którą wybrać?
Na to rabi po krótkim namyśle:
- A sam powiedz, co byś wolał zjeść gówno w samotności, czy podzielić się ciastkiem?

***

Dzwoni telefon u Szmula i głos mówi:
- Szmul, twoja Salcia się puszcza.
- A kto mówi?
- Całe miasto.
- Uf, takie miasto, dwie ulice na krzyż.

***

Gmina żydowska postanowiła nagrodzić swojego rabina za 25 lat pracy wysyłając go na wycieczkę na Hawaje. Przewodniczący synagogi postanowił, że miłym dodatkiem do podróży będzie wynajęcie rabinowi kobiety do towarzystwa dostępnej przez cały czas urlopu. Kiedy rabin wszedł do swojego pokoju hotelowego, zobaczył tam piękną, nagą dziewczynę leżącą na łóżku. Natychmiast zażądał, by wytłumaczyła mu, co to znaczy, a ona opowiedziała całą historię. W jednej chwili rabin podniósł słuchawkę i zadzwonił do przewodniczącego.

- Gdzie twój szacunek? - pyta - Jak mogłeś zrobić coś takiego? Jako rabin powinienem być darzony dużym szacunkiem przez każdego członka gminy, jestem na ciebie bardzo wściekły!

Kiedy tak wrzeszczał do telefonu, dziewczyna zaczęła się ubierać i powoli wychodzić. W tym momencie rabin przerwał rozmowę z przewodniczącym i powiedział do dziewczyny:
- A ty dokąd? Czy ja jestem zły na ciebie?

***

- Icek! Jak ci poszło na ostatnim polowaniu?
- Ustrzeliłem kozę.
- Przecież u nas nie ma dzikich kóz!
- A kto powiedział, że ona była dzika?

***

Wraca Icek wcześniej niż zwykle do domu i zostaje swoją żonę z panem Łabędziem w łóżku, w sytuacji jednoznacznej. No i zaczyna jej robić wymówki:
- Salcia! Czy ja ci nie kupiłem nowego futra!? Czy ja ci nie kupiłem nowego samochodu!? Przecież nowiusieńkie masz mieszkanie! Panie Łabędź! Pan przestanie to robić, jak ja mówię!

***

Przychodzi biedny Żyd do synagogi, klęka i zaczyna się modlić. Mówi:
- Panie Jedyny, spraw, abym miał w życiu choć odrobinę szczęścia.... abym tak czasem znalazł 5... może 10 złotych...
Za nim podchodzi drugi Żyd, puka w ramię biednego i mówi szeptem:
- Panie! Masz tu stówkę i spadaj.... bo my tu o poważne sumy się modlimy!

***

Akrobata w cyrku berlińskim wznosi istną wieżę ze stolików i krzeseł, na wierzchołku której stawia butelkę z wetkniętą w nią miotłą, po czym balansuje na miotle i gra na skrzypcach. Baruch trąca żonę i szepcze jej do ucha:
- Paganini to on nie jest!...

***

Przy kolacji siedzi rodzina ortodoksyjnych Żydów. W pewnym momencie odzywa się syn:
- Mamo, tato, zaręczyłem się.
Ojciec lekko zdenerwowany pyta się:
- A jak się nazywa ta narzeczona synu?
- Goldberg.
Ojciec z wyraźną ulgą:
- Oj to dobrze. Widać pochodzi z dobrej żydowskiej rodziny. I domyślam się, że bogatej. Powiedz jeszcze drogi synu, jak ma na imię twoja wybranka?
- Whoopi.

***

Icek leży na łożu śmierci.
- Chawa, moja żono, jesteś przy mnie?
- Jestem, Icek - chlipie żona.
- Moniek, mój synu, jesteś przy mnie?
- Jestem, ojcze.
- Rachel, moja córko, jesteś przy mnie?
- Jestem, ojcze.
- To kto, do cholery, pilnuje interes?!

***

Icek usiłuje zasnąć, przewraca się z boku na bok i nic. Żona pyta się:
- Czemu się wiercisz.
- Nie mogę spać. Musze oddać jutro dług Rosenkranzowi z przeciwka, a nie mam pieniędzy.
- Zaraz coś poradzimy.
Żona wstaje, otwiera okno i woła:
- Panie Rosenkranz! Panie Rosenkranz!!
Naprzeciwko otwiera się okno, wychyla się zaspany Rosenkranz w szlafmycy:
- Czego?
- Mój mąż ma oddać panu jutro jakieś pieniądze?
- Ma!
- To ja panu mówię, że on jutro nie zapłaci ani grosika.
Żona zamyka okno i mówi:
- Możesz spokojnie zasnąć. Teraz on nie będzie spał.

***

Znany z małomówności Żyd przychodzi do fryzjera.
- Ostrzyc?
- Aha.
- Ogolić?
- Aha.
- Uczesać?
- Aha.
- Gorący kompres?
- Aha.
- Woda kolońska?
- Aha.
- Puder?
- Aha.
- Płaci pan dziesięć koron.
- Oho!...

***

Salcia budzi się w środku nocy.
- Co ci jest? - pyta Mosiek.
- Jak byłam malutka, brała mnie mama do łóżeczka, całowała i pieściła i zaraz zasypiałam.
- Gdzie ja ci w środku nocy teraz matkę znajdę?

***

Wpada Icek do apteki i wrzeszczy:
- Aj waj! Ja mam straszne rozwolnienie. Prędko jakieś lekarstwo!
Początkujący farmaceuta dał mu jakieś pigułki, Icek zapłacił i wybiegł. Podchodzi do praktykanta szef i pyta:
- Co mu pan zaaplikował? To przecież środek na uspokojenie nerwów!
Farmaceuta przejął się bardzo. Za trzy dni spotyka Icka na ulicy:
- Dzień dobry! Pan u mnie był trzy dni temu w aptece!
- A dzień dobry, rzeczywiście.
- Dostał pan ode mnie lekarstwo. Czy pomogło?
- Panie! Gdzie tam! Jak srałem, tak sram. Ale się przynajmniej nie denerwuję!

***

Zasmucony Mosiek spotyka na ulicy Icka.
- A coś ty taki smutny, Mosiek? - pyta Icek.
- Wróciłem wczoraj z Żyrardowa. Dzwonię do drzwi. Dziwne głosy w środku. Otwiera Salcia, jakaś taka zmieszana. Wszedłem do sypialni. Otwarte okno. Firanka powiewa na wietrze. Nie wiem, co o tym myśleć.
- Aleś ty głupi Mosiek. Ja, gdy wracam do domu, dzwonię i od razu pod okno.
- I co? - pyta Mosiek.
- No nie ma dnia, żeby ktoś po mordzie nie dostał.

***

Mówią, że Żydzi są wielkimi optymistami: jeszcze nie wiedzą jakiej będzie wielkości, a już obcinają kawałek...

***

Kon widzi, że jego buchalter Żółtko wygląda przez okno.
- Panie Żółtko, lepiej by pan zrobił, gdyby pan tyłkiem przyglądał się przechodniom, a oczami zaglądał do ksiąg.
- Często to robię, panie Kon!
- Tak? A co na to przechodnie?
- Mówią "Dzień dobry, panie Kon"!

***

Rabin wywiesił przed synagogą napis: "Modlitwa bez nakrycia głowy jest takim samym grzechem jak cudzołóstwo". W grupie przyglądających się wywieszce pobożnych Żydów staje Mojżeszowicz: "Oj waj, próbowałem i jednego i drugiego. Mówię wam - kooooolosalna różnica".

***

Żółtko zaprasza Łabędzia do restauracji. Podają dwa sznycle, z których tylko jeden jest pokaźnych rozmiarów. Żółtko spokojnie bierze sobie ten większy. Łabędź nie posiada się z oburzenia:
- Żółtko, jak tak można? To ma być wychowanie? Sobie bierzesz większą porcję, a mnie, zaproszonemu, dajesz mniejszą?
- A jak ty byś postąpił?
- Oczywiście, że sobie wziąłbym mniejszą.
- No więc o co ci chodzi, przecież masz mniejszą porcję.

***

Żółtko udaje się po poradę do znanego specjalisty. Po konsultacji wręcza lekarzowi dwadzieścia złotych.
- Przepraszam pana, ale należy się więcej.
- Och, mój Boże, nie wiedziałem i mam przy sobie tylko dwadzieścia złotych.
- Dobrze, ale na przyszłość niech pan pamięta, że wizyta u mnie kosztuje pięćdziesiąt złotych.
- Pięćdziesiąt? A mnie mówiono, że trzydzieści.

***

Nowoochrzczony bankier Rozenblum zaręczył syna z córką neofity Kona.
- Zawsze życzyłem sobie takiego zięcia - zwraca się Kon do przyjaciół - Sympatycznego chrześcijańskiego młodzieńca z dobrej żydowskiej rodziny.